Tak się zastanawiam już drugi dzień, o czym napisać tę szczególną notkę. To notka okazyjna, rocznicowa. Ma obwieszczać światu przedziwną nowinę: mój blog istnieje już 7 lat! Choć niektóre moje notki były niewątpliwie sławne, podawane z rąk do rąk, wielokrotnie czytane i dziarsko komentowane, to tak właściwie ten blog i całe moje pisanie należy raczej do undergroundu. Znalazłam sobie swoją niszę, w której się nieźle czuję, mam kilkoro stałych czytelników (co mnie nieustannie zaskakuje; pozdrawiam Was w tym miejscu szczególnie) i tak sobie od czasu do czasu coś skrobię. To wszystko, można by powiedzieć.
Tak sobie pomyślałam, że ten blog rósł razem ze mną. Założyłam go będąc uczennicą liceum. Teraz jestem na ostatnim roku studiów. Życie nie miało innego wyjścia, więc poszło do przodu, zmieniając się. I choć mi się wydaje, że nic się nie zmieniłam, to jednak po zastanowieniu muszę przyznać, że to nieprawda.
Uświadomiłam sobie, że robię dużo rzeczy o których myślałam kiedyś: "Nigdy w życiu!". Nauczam (jakkolwiek kiepsko by mi to nie wychodziło, jest to fakt. A mój niesforny uczeń gimnazjalista mimo wszystko przechodzi z klasy do klasy. Chyba jednak trochę mu w tym pomagam). Zajmuję się sprawami, które kiedyś omijałam szerokim łukiem - mając obawy, że nie dam rady takim tematom, że nie zrozumiem, że wolę nie wiedzieć.
Jestem coraz bardziej świadoma, że niektórych swoich wad nie zwalczę i staram się je tylko minimalizować albo ludzi z wyprzedzeniem ostrzegać. Nad innymi swoimi cechami wciąż usilnie pracuję i kto wie...
Moje wielkie życiowe dzieło wciąż nienapisane: do grona młodych autorów z sukcesami już się nie zaliczę. Trudno! Ale męczy mnie taka głupia myśl, że tyle rzeczy już napisano i wciąż się pisze, tyle tej makulatury w bibliotekach i księgarniach, że po co więcej...?
Ta myśl, choć może nieco osłabia ducha, to nie zahamuje mojego pisania. Nawet gdy nie mam czasu i przekonania, to zawsze w pewnym momencie słowa się nachalnie pchają na myśl, pod palce, żeby je poukładać, żeby coś powiedzieć. Może to, co ja chcę powiedzieć nie jest zbyt istotne i zbyt wiele warte, ale ja po prostu opowiadać muszę. I czasem opowiadam rzadziej i ciszej. Ale tak sobie myślę, że nigdy nie przestanę. Gdybym przestała - o, to byłoby bardzo źle.
Kiedy w zamieszaniu codziennych mało-wielkich spraw, kolejnych katastrof ekonomiczno-społecznych, blamaży polityków, dziennikarzy, niby-naukowców, powodzi ważnych informacji i alarmujących raportów oraz myśli, co dziś na obiad i kto posprząta łazienkę, bo ja znów nie zdążę - tracę już głowę, wtedy jest coś, co zawsze mnie układa, uspokaja i z powrotem porządkuje sprawy ważne i mało ważne. Otóż są to książki. Spokojna, dobra lektura, broń Boże naukowa. I najlepiej - literatura dziecięca.
Kiedy dla dzieci pisze mądry człowiek, nie traci czasu na mądre gadanie wielkich person i nadmuchane problemy wyższych sfer czy nawet prawdziwe, ale tak dalekie problemy społeczeństwa. Te opowieści mówią o sprawach najbliższych prostym językiem, a przecież pokazują nalepsze, wydawałoby najprostsze - choć czasem okazują się koszmarnie trudne - rozwiązania problemów, które są najbliżej nas. Przy odrobinie wysiłku i dobrej woli da się dokonac niemożliwego, mówią te książki. I pokazują, co jest naprawdę ważne, a co tylko takim się zdaje. Dają uśmiech i nadzieję.
Dużo mogłabym jeszcze o tym, ale nie chcę przedłużać i lać wody (tego się dzieciom nie robi!...). Dodam tylko, że decydując się na pisanie opowiadań dla dzieci - wybieram chyba najtrudniejszą możliwą opcję. Ojoj. :)
Ale jeżeli coś umiem, jeżeli coś mi wchodzi, jeśli do czegoś mam talet - to chyba właśnie do takich bajek, opowiadań dla małych. I jeśli coś może na tym świecie być potrzebne - to chyba właśnie te historie, które niosą uśmiech i wielkie sprawy ujęte prostymi słowami. Chcę spróbować.
Ale najpierw magisterka ;). A to jest dopiero niewdzięczna praca...
No cóż, to jest wpis rocznicowy. Zawsze przy tej okazji dokonuję pewnych podsumowań (które wychodzą zabawnie, bo czasem wychodzi, że napisałam mniej, niż rok temu ;)). A, co zabawne, akurat rok temu zapomniałam notkę na urodziny napisać... Więc porównam sobie wyniki z tymi sprzed dwóch lat. Blog był przez ten czas bardzo niemrawy, więc różnice wcale nie będą zbyt wielkie.
Liczba notek na dziś: ta jest 186. Przez dwa lata 23 notki. Auć.
Liczba komentarzy na dziś: 1793. Nie porównam, bo ta liczba nic nie mówi. Mnóstwo moich komentarzy poznikało wraz z notkami znajomych i nie pojawiło się z powodu braku czasu i nieczytania innych blogów (bardzo mi przykro, nic na to nie poradzę...)
Odsłony bloga: 103012 (ostatnio nieco podskoczyły, przez dwa lata o 31435).
Nic mi to wszystko nie mówi :D
A oto moje wcześniejsze punkty zwrotne...
Pierwsza notka
Pierwsze urodziny
Drugie urodziny
Trzecie urodziny
Czwarte urodziny
Piąte urodziny
I koniec statystyk oraz podsumowań. Wcale niewiele bardziej mądra idę spać, żeby jutro jakoś wstać. Bo jedno, co się nie zmienia, to fakt, że ciągle nie mam czasu, bo ciągle coś robię. Na szczęście ostatnio nawet przy tym zarabiam. Życie idzie do przodu!
Dziękuję Wam wszystkim, którzy wracacie na mojego bloga, pamiętacie mnie ze spotkań i wspominacie miło. Mam nadzieję, że mimo chronicznego zarobienia jeszcze od czasu do czasu coś ciekawego Wam zaprezentuję.
A wszystkich, którzy znają mnie od niedawna lub zajrzeli pierwszy raz - pozdrawiam, dziękuję i zachęcam do pozostania. Mój blog jest cichy i schowany wśród wszystkich waznych spraw tego świata, ale - potrafi zaskoczyć. Mnie najbardziej. :)